Andrzej Bryl: Nie jestem supermanem

O zmaganiach z królem oceanu oraz o tym, jak można nabawić się lęku wysokości wisząc na skalnej półce 30 metrów nad przepaścią rozmawiamy z dr Andrzejem Brylem, globtroterem i mistrzem sztuk walki.

Andrzej Bryl

Pierwszy mistrz taekwondo organizacji ITF z Europy Wschodniej. Osobisty uczeń twórcy taekwondo mistrza Choi Hong Hi oraz Choi Jung Hwa VII dan i Park Jung Tae VII dan. Współtwórca Polskiej Organizacji Taekwondo i jej prezes od spraw szkoleniowych. Wychowawca wielu zawodników i trenerów sztuk walki, między inny Piotra Szymanowskiego – wielokrotnego mistrz Polski, dwukrotnego mistrza Europy i mistrza świata TKD. Twórca systemu walki w starciu bezpośrednim BAS-3 przeznaczonego dla służb specjalnych. Globtroter i absolwent wrocławskich uczelni i Uniwersytetu Łomonosowa w Moskwie.

Sporty ekstremalne, balansowanie na krawędzi życia. Niesamowite przygody, którymi można wypełnić co najmniej kilka biografii. Znajomość sztuk walki i stworzenie własnego systemu BAS-3. To wszystko nie pasuje do wizerunku typowego doktora nauk społecznych. Może jesteś supermanem?

Gdybym był, to pewnie nie szukałbym w życiu codziennym wyzwań. Chyba nie jestem supermanem. Wręcz przeciwnie…

Jak to nie? Nie każdy jest w stanie rozłożyć na barki największego Zulusa lub pójść na lwa podczas safari bez broni i wyjść z tego bez szwanku. Co popchnęło Cię do robienia takich rzeczy i samotnych eskapad?

Właściwie człowiek nie ma wpływu na swoje życie. Wsiadłem na karuzelę – a ona po prostu zaczęła się kręcić tak, że ciężko było z niej wysiąść. Inspirację do działania czerpię z wewnątrz. Jestem jak materiał wybuchowy, jak coś mi się postawi to muszę się z tym zmierzyć. Choć z lwem szanse były nikłe. Poza tym, byłem chłopakiem z prowincji i ciągnęło mnie do świata opisanego w książkach przygodowych.

I postanowiłeś zapolować na marlina jak w powieści Hemingwaya…

Marzyłem o tym od dziecka. Chciałem wiedzieć czy w obliczu konfrontacji z królem oceanu sobie poradzę. Zresztą chciałem zobaczyć czy Hemingway nie kłamał.

Ciężko było?

Pięć godzin wyczerpujących zmagań. Walczył do końca. Gdy udało się go wyciągnąć nawet na milimetr nie ruszył ogonem. Taki był wyczerpany.

To pewnie byłeś zadowolony z sukcesu zwłaszcza, że był to największy marlin złowiony przez człowieka?

Nie do końca. Zrobiło mi się przykro. Poczułem do niego wielką szacunek – człowiek walczy do poddania, zwierzę do końca o życie.

Ponoć lubisz wspinaczkę górską. W czasie jednej z eskapad mało nie spadłeś w przepaść.

Faktycznie było blisko. W Atlasie Telskim osunąłem się i zawisłem na skale. Pode mną trzydziestumetrowa przepaść. Wiszę na jednej ręce. Wdrapałem się na skalną półkę. Później jakimś cudem pojawiła się pomoc. Skutek tej eskapady był taki, że nabawiłem się lęku wysokości. Najwyższa góra na jaką byłem wstanie wejść – to drugi stopień schodów (śmiech).

Pomimo tego zdecydowałeś się skoczyć z mostu na banji nad rzeką Zambezi z wysokości ponad stu metrów! Co chciałeś sobie przez to udowodnić?

Przełamać własną słabość i lęk. Za pierwszym razem nie dałem rady. Za drugim pojechałem z przyjacielem fotografem

Skoczyłeś?

Tak. Najgorszy był moment przed skokiem. Stoję gotowy na półce a kolega mówi, żebym poczekał na słońce, bo wtedy będzie lepsza fotografia. Po nogami Zambezi wyglądała niczym wstążka. To było najdłuższe półtorej minuty w moim życiu. Wiedziałem, że nie mogę się cofnąć – bo tylko w ten sposób odblokuje się mentalnie. Skoczyłem – to był lot ku wolności.

Oprócz podróżowania twoją pasją są sztuki walki, w których jesteś perfekcjonistą. Jak zaczęła się przygoda z nimi?

Podczas drogi do szkoły, w miejscu gdzie mieszkałem albo można było pójść krótszą drogą i dostać lanie, albo dookoła. Zacząłem treningi. To było naprawdę duże zdziwienie, kiedy udało się, po jakimś czasie, dołożyć miejscowym zawadiakom. Najpierw ćwiczyłem Viet Vo Dao, potem karate kyokushin, a następnie taekwondo

Jako pierwszy Europejczyk z Europy Środkowo-Wschodniej zostałeś zaproszony do światowego Instytutu Taekwondo w Toronto na stypedium. Zdobyłeś uznanie dzięki ciężkiej pracy i wyzwaniu mistrza Park Jung Tae. W pierwszym starciu odpuściłeś, ale w drugim…

To było starcie wielkiego mistrza sztuk walki ze zwierzęciem. On miażdżył mi gałkę oczną kciukiem, a ja zaciskałem mu tchawicę i tętnice szyjne. Udało mi się go dopaść. Poczułem, że mistrz słabnie. W tej chwili nastąpiło we mnie zderzenie kultury z naturą. Zwolniłem uścisk

Co jest najważniejsze w sztukach walki?

Siła woli. Kiedyś miałem instruktora Viet Vo Dao. Pomimo tego, że byłem od niego silniejszy fizycznie i lepiej zbudowany za każdym razy kiedy udało mi się go znokautować – wstawał. Podczas jednej walki zdarzyło się to trzy-cztery razy. To naprawdę odbiera wolę walki.

Na bazie swoich doświadczeń stworzyłeś własny system walki. Został on uznany za niehumanitarny. Dlaczego?

BAS-3 zaczyna się tam, gdzie kończą się inne systemy walki. Liczy się w nim tylko eliminacja przeciwnika, czyli jego śmierć lub kalectwo. Dlatego trzeba w czasie walki wyłączyć rozum, stracić granice moralne, kulturowe i poddać instynktowi samozachowawczemu. Pomimo tego, że uznano go za niehumanitarny korzystano z jego elementów w szkoleniu różnego typu formacji. Na przykład zostałem poproszony o bycie konsultantem Wojska Polskiego do spraw walki w bliskim kontakcie.

Na koniec jeszcze jedno pytanie. Dlaczego na miejsce swojego życia i pracy wybrałeś Wrocław?

Tu jest wszystko co dla mnie ważne. Rodzina i wspaniali ludzie. Poza tym to miasto słusznych aspiracji europejskich.

Źródło: https://wroclaw.naszemiasto.pl/andrzej-bryl-nie-jestem-supermanem/ar/c13-2894886