Wojownikiem jest się przez całe życie

WOJOWNIKIEM JEST SIĘ PRZEZ CAŁE ŻYCIE

Dzisiaj, w cyklu „nasi wielcy ząbkowiczanie” prezentujemy Jarka Bielana, na codzień szefa szkoły prowadzącej kursy samoobrony.

-Jak rozpoczęła się Pana przygoda z wschodnimi szkołami walki?

– Dwadzieścia lat temu związałem się z klubem karate Kyokushin w Dzierżoniowie i tam zaczęła się moja przygoda ze sztukami walki. Jednak czegoś ciągle mi brakowało, więc zacząłem poszukiwać dalej. Myślę, że warto jest ciągle poszukiwać, ponieważ jeżeli człowiek poprzestanie na tym co już poznał i zobaczył to znaczy, że jego droga już się kończy. Wydaje mi się, że wszystkie sztuki walki stanowią proces samorozwoju, samorealizacji i dlatego trzeba ciągle poszukiwać. Ja poszukiwałem skuteczności. Żeby zostać mistrzem karate trzeba poświęcić kilka, a nawet śmiem twierdzić, że kilkanaście lat. Żeby nauczyć się skutecznie bronić wystarczy zaledwie kilka miesięcy. Są to dwie różne rzeczy, które należy rozdzielić. Jednak odwiedzając różne szkoły walki doszedłem do wniosku, że sportowy wymiar sztuki walki nie daje skuteczności w realnej walce oraz w samoobronie.

-Skąd przyszło zainteresowanie walką?

– Wielu ludzi w tym momencie dorabia sobie mocno zawiłą ideologię. Jako młody chłopiec po prostu chciałem nauczyć się bronić. To, że później zacząłem się dodatkowo interesować kulturą wschodu było spowodowane chęcią bliższego poznania tego wszystkiego, czego się uczyłem na treningach karate. W 1989 roku przeczytałem artykuł o powstaniu Centrum Szkolenia Specjalnego doktora Bryla.

W ofercie szkoły znajdowało się kilkanaście punktów. Tym, który mnie najbardziej zainteresował były niekonwencjonalne techniki walki wręcz. Tam zacząłem poznawać system BAS 3.  Jest to utylitarny system bojowy w którym są szkoleni żołnierze jednostek specjalnych wojska i policji. Jest to trochę nieznana karta mojego życiorysu. Generalnie nie utożsamiam się ze sportem Interesują mnie raczej ekstremalne sytuacje. Ostatnie jedenaście lat poświęciłem na zgłębienie tego bojowego stylu walki. Myślę, że na tym polu osiągnąłem znacznie większe sukcesy niż na polu sportowym.

W 1992 roku byłem w legendarnej 56 kompanii specjalnej na pewnego rodzaju konfrontacji. Walczyłem z oficerami wojska, jako cywil. W Ząbkowicach niewiele osób wie, że brałem udział w czymś takim. Następnie w 1993 roku byłem na zjeździe dowódców jednostek specjalnych, gdzie walczyłem z wytypowanymi komandosami, aby pokazać przewagę systemu bojowego i błędy w szkoleniu wojska. Było to możliwe dzięki temu, że pracowałem i do dziś pracuję z doktorem Andrzejem Brylem, który stworzył ten system. Doktor Bryl przywiózł z Filipin Kalaki, mistrzowie filipińscy zgodzili się dołączyć je do systemu BAS i tak powstało w Polsce Combat Kalaki.

– Czy bliska jest Panu również związana z wschodnimi sztukami walki ideologia?

– Powiem coś, co być może niektórych ludzi, może nawet moich bliskich znajomych, zaskoczy. Człowiek, który próbuje przeszczepić tamtejszą tradycję na nasz grunt, bo trzeba podkreślić że tradycyjne karate i wszystkie inne style są ściśle związane z religią wschodu i z tamtejszą mentalnością, zatraca własną tożsamość. Jeżeli ludzie tutaj na sali twierdzą, że medytują, uważam, że zbyt płytko pojmują tą religię. Nie powinno się jej przeszczepiać na grunt polski, gdyż wtedy nie wiedziałbym kim jestem, Chińczykiem, czy Polakiem. Nie będę robił z siebie na siłę mnicha buddyjskiego, ponieważ mam słowiańską duszę. Natomiast interesuję się mądrościami Wschodu, czytałem m.in. „Dialogi Konfucjusza” i myślę, że wiele mądrości można przenieść do nas po prostu jako mądrości życiowe.

– Zapewne niewiele osób w Ząbkowicach wie, kim jest doktor Bryl?

– Doktor Bryl jest to człowiek, który ukończył kilka uczelni wyższych. Obronił doktorat z socjologii, współtworzył kompanię antyterrorystyczną na Dolnym Śląsku. Ma za sobą duże pasmo sukcesów, Jego uczniowie sięgnęli po najwyższe trofea na świecie. Jego dzieckiem jest system bojowy BAS 3. Dla wielu ludzi z kręgu sztuk walki jest to człowiek- legenda. Jest to mój mistrz i nauczyciel nie tylko w sensie sztuk walki, ale w sensie życia.

– Pana największe sukcesy?

– Sukcesów sportowych wiele nie było. Sukcesem jest to, że wyleciałem na Filipiny, na mistrzostwa świata, gdzie doszedłem do ścisłego finału, byłem piąty. Natomiast zawsze bawiły mnie sytuacje ekstremalne. Na tych mistrzostwach co roku wychodził Anglik, który chciał walczyć kijem bez żadnych ochraniaczy. Nikt nie śmiał wyjść mu na spotkanie. Jednak, gdy ja wyszedłem, on zrezygnował z walki. Łatwo jest kogoś wyzywać na pojedynek, jeżeli wie się, że nikt nie zdoła podjąć wyzwania. Rok później byłem w Stanach Zjednoczonych w Los Angeles. Największym moim sukcesem są sukcesy moich uczniów. Mile dla mnie jest to, ze trenując u mnie w Ząbkowicach, dostali się do kadry reprezentacji Polski. Rok temu Jacek Jędryszko zdobył w Anglii trzecie miejsce na mistrzostwach Europy. Boguś Krzyszowski w Los Angeles na zawodach zdobył również trzecie miejsce.

Dochowałem się trzech mistrzów Polski, jednego brązowego medalisty, jednego srebrnego, oraz jedna dziewczyna, jako jedyna trenująca z Ząbkowic zdobyła trzecie miejsce na mistrzostwach Polski. Ja ciągle odnoszę się do systemów bojowych, gdyż tylko one pozwalają w jakiś sposób odzwierciedlić rzeczywistość. Podczas przeprowadzania badań statystycznych okazało się, że 80% czarnych pasów nie daje sobie rady na ulicy. Tam gdzie można tą walkę w każdej chwili przerwać, gdzie jest ona kontrolowana, człowiek czuje się pewnie. W momencie realnego zagrożenia takim ludziom po prostu wysiada psychika. Mistrzynie karate prawie w 100% podczas niespodziewanego ataku są paraliżowane przez strach. System samoobrony, którego uczyłem się u dr Bryla, polega przede wszystkim na zniesieniu instynktu samozachowawczego i granic bólu. Jest to wymuszane przez odpowiedni trening psycho-mentalny.

Dopiero trzeci punkt treningu stanowi sama walka. Człowiek posiadając nawet najlepszą broń, nie będąc przygotowanym mentalnie, nie jest w stanie tej broni wykorzystać. Odnosi się to również do techniki walki wręcz. Jeżeli ktoś nie jest nastawiony na to, żeby bronić siebie, czy kogoś innego, nie da sobie rady. Będę brnął dalej. Uważam, że człowiek musi się wewnętrznie pogodzić z utratą życia lub kalectwem. Jeżeli będzie posiadał wewnętrzną zgodę na własną śmierć, może się obronić, ponieważ każde niebezpieczeństwo staje się mu wtedy obojętne.

– W jaki sposób można pokonać samego siebie?

– Doprowadza się człowieka do skrajnego wyczerpania fizycznego i wtedy zadaje im się ból. Okazuje się, że człowiek bardzo zmęczony nie odczuwa bólu. Sprawa jest jednak bardzo mocno złożona i nie ma tutaj miejsca na jej szersze przedstawienie. Proszę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Gdy młodzi chłopcy grają w piłkę, obedrą łokieć lub kolano, wstają i grają dalej. Dokładnie taki sam ból czeka go w momencie walki. Trzeba mu uświadomić, że jest to tylko i wyłącznie ból, który można przetrwać. W Ząbkowicach prowadzę zajęcia ściśle sportowe, pokazuję tylko niektóre elementy samoobrony. Są one dostosowane do ludzi, którzy na nie przychodzą. Generalnie każdego człowieka można przestawić mentalnie i uświadomić mu, że potrafi przezwyciężyć sytuację zagrożenia.

– Jak długo może trwać taki proceś?

– W wypadku jednego człowieka może to być pół roku, u innego pięć lat. Nie każdego można doprowadzić do najwyższej półki, tak jak nie każdy zostanie mistrzem karate. Nie każdy zostaje komandosem natomiast każdy może próbować się obronić.

– Czy nie uważa Pan, że system BAS 3 jest zbyt brutalny i może wywoływać u młodych adeptów nadmiar agresji?

– Żyjemy w państwie prawa i jeżeli ktoś przekroczy granice obrony koniecznej, będzie miał do czynienia z prokuratorem. Poza tym, czy można mieć pretensje do instruktora nauki jazdy, że jego uczeń spowoduje po pijanemu wypadek? Uczę w dobrej wierze, że swoje umiejętności moi uczniowie wykorzystają wyłącznie w celu samoobrony.

– W Polsce osiągnął Pan wiele, w Ząbkowicach ciągle nie jest Pan doceniony.

– Powiem inaczej. Może nie tyle w Polsce, co w kręgach sztuk walki i ludzi z jednostek specjalnych. Moje wizyty w jednostkach specjalnych są udokumentowane na łamach miesięcznika „Komandos”; „Żołnierza Polskiego”, „Polski Zbrojnej”. Nagrałem wraz z kolegami programy dla telewizji RTL 7, Polsat, w kwietniu tego roku ukazał się o mnie duży materiał w magazynie „Playboy”. Nie ja szukałem redaktora, tylko on znalazł mnie. Uznał, że jestem na tyle interesującym człowiekiem, że warto że mną porozmawiać.

W Ząbkowicach mieszkamy w typowo małomiasteczkowym środowisku. Mam czasem wrażenie, że tu miarą człowieka jest ilość posiadanych pieniędzy, nie to, co naprawdę robi. W wielu wypadkach ludzie, którzy udzielają mi rad, jak mam żyć, sami mają swoje kłopoty. Każdy powinien zaczynać naprawianie świata od siebie samego dopiero, gdy jest bez skazy może zacząć pouczać innych.

– Plany na przyszłość?

– Padła propozycja, by firma mojego szefa zajęła się ochroną jednego z najbogatszych ludzi w kraju. Czekałem 11 lat na tą okazję. Jeżeli się uda, będę mógł sobie odpowiedzieć, czy warto było czekać. Jeżeli nie, będę mógł powiedzieć, że zrobiłem wszystko w tym kierunku, żeby się udało. W sobotę brałem udział w konfrontacji, która była bardzo ciężka, ponieważ ludzie, którzy brali w niej udział to osoby z górnej półki. Chciałbym podkreślić, niech się komuś nie wydaje, że można po prostu zadzwonić do takiego człowieka i dostać się w jego pobliże. Najpierw trzeba sobie w jakiś sposób na to zasłużyć. Jest to wstęp do spełnienia moich marzeń. Spełnieniem będzie, jeżeli po przepracowaniu kilku lat, ten człowiek powie mi: „wiedziałem, kogo wybieram do ochrony”.

– Jakie predyspozycje powinien posiadać kandydat na przyszłego mistrza?

– Generalnie 95% mistrzostwa to praca i konsekwencja w dążeniu do celu. Często przychodzili zdolni ludzie, którzy dziś już nie istnieją w świecie sztuk walki. Ja natomiast wyznaję zasadę: wojownikiem albo się jest przez całe życie, albo nie powinno się tej drogi zaczynać w żaden sposób.  Młodym ludziom mogę powiedzieć, że warto wierzyć w swoje marzenia i żyć nimi, bo ten, kto nie marzy jest niewiele wart.

Wiadomości Powiatowe, 3.10.2002